Leżę z gorączką... Leżę i czytam (teraz akurat inne blogi). :) To jedyna korzyść (jeśli w ogóle można tak powiedzieć) z choroby: niemal nieograniczony czas na lekturę. A czytać lubię. Oprócz comiesięcznego pochłaniania stosu świeżych wnętrzarskich i ogrodniczych magazynów, próbuję znaleźć czas na prawdziwą lekturę. O ile „gazetki' mogę poczytać w tak zwanym międzyczasie, czyli wszędzie i w każdej pozycji, a i skupienia wielkiego nie wymagają (bo mają dużo obrazków), ;) to z książką muszę się wygodnie położyć na dowolnie wybranym boku i mieć święty spokój, czyli słowem: muszę się móc nią delektować. A to wypada tylko między zaśnięciem dzieci a moim :( (lub w kolejkach u lekarzy).
U nas rytuał szykowania dzieci do spania jest bardzo czasochłonny. Kolacja, przebieranie, wieczorna toaleta, usypianie – trochę czasu zajmują. Na dodatek każde z dzieci chce, aby je mama usypiała, a usypianie polega na poczytaniu bajek na dobranoc, pośpiewaniu kołysanek i ...utuleniu. Młodsze bąble przygarniam naraz, czyli jedno prawą ręką, drugie lewą ręką i tak wtulone w moje ramiona błogo zasypiają. Wiem, że wystarczyłby buziak w czółko i „dobranoc” i to przecież bez żadnej krzywdy dla nich (a ja w tym zaoszczędzonym czasie ile rzeczy mogłabym jeszcze zrobić!). Ale jak sobie pomyślę, że dzieci tak szybko rosną i ani się obejrzę a już będą same zasypiać i nie będą się chciały tak przytulać, i miną czasy cieplutkich łapek na mojej szyi i nóżek wplątanych w moje, to jakie ma znaczenie te kilka tysięcy wieczorów spędzonych na usypianiu! :)) Przecież to są jedne z najszczęśliwszych chwil! Dom już powoli traci dźwięki, zwierzaki też już wiedzą, że to koniec dnia, cisza, spokój. Poza tym, leżąc tak bez ruchu w ciemnym pokoju, można zrobić w spokoju podsumowanie dnia, zaplanować dzień następny, no i pomarzyć...
A gdy już się uporam z Bąblami, wtedy z najstarszą pociechą, czekającą do tej pory cierpliwie, kładziemy się wygodnie do łóżek i zatapiamy w lekturach. Nie trwa to niestety zbyt długo, bo ja typowy skowronek jestem (a właściwie to kura, bo ja nie tylko wcześnie wstaję - gdy kogut zapieje - ale razem z nią chodzę spać). :) Ale co tam, ważne, że czas na książki w ogóle znajduję.
I pomyślałam sobie, że stworzę posty literackie, czyli po przeczytanej lekturze (jeśli oczywiście będzie warto) będę ją Wam polecać, czyli krótko scharakteryzuję o czym jest dana pozycja, jaki to gatunek itd. Wiem, że de gustibus..., ale myślę, że po zamieszczonym krótkim opisie same zdecydujecie czy to może być pozycja dla Was, czy nie i po prostu albo po nią sięgniecie, albo nie. No i pamiętajcie, że są to bardzo subiektywne opinie i może się zdarzyć, że książka, która mnie zauroczyła Was w ogóle nie zainteresuje, albo coś, co mnie nie zachwyciło, Was a i owszem.
Dziś odsłona pierwsza: trzytomowa saga "Cukiernia pod Amorem" Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk (autorki m.in. scenariusza do serialu - który kiedyś bardzo lubiłam - „Tata, a Marcin powiedział...” z Piotrem Fronczewskim w roli głównej). Choć książki te pochłonęłam wiosną tego roku, koniecznie chcę je Wam polecić (co zresztą od wiosny czynię zapamiętale i bawię się w domową wypożyczalnię, co i rusz podsuwając znajomym te tomy) i właśnie od nich dzisiaj zacznę.
"Cukiernia" to książka napisana pięknym stylem, opowiadająca losy hrabiowskiej rodziny Zajezierskich na tle naszej burzliwej historii. Akcja książki przenosi nas do miejscowości Gutowo koło Płocka, później też do Warszawy, a nawet za granicę. Śledząc losy rodziny, śledzimy jednocześnie zmiany stylu życia i obyczajowości jakie dokonywały się w naszym kraju pędzone wiatrem historii na przestrzeni ponad stu lat. Autorka przyjęła konwencję przeplatania akcji począwszy od 1886 roku z rokiem 1995, co nadaje fabule smak. Czytelnik próbuje sam wyobrażać sobie jaki związek mają wydarzenia sprzed ponad wieku z tymi dziejącymi się dziś. Ale to będzie się powoli wyjaśniać aż do ostatniej strony. Jak aromat uwalniany w czasie pieczenia ciasteczek, smakowita akcja będzie coraz bardziej drażnić naszą ciekawość. A napisana jest niezwykle pasjonująco. Wprost nie można się doczekać co będzie dalej. Trzy tomy można przeczytać jednym tchem. Daleka jest od ckliwych romansowych sag, których nie cierpię. Jest po prostu o życiu - o jego blaskach i cieniach, o miłości i jej braku, o sukcesach i porażkach, o trudnych wyborach i tajemnicach. Gorąco Wam polecam tę lekturę, bo przeczytać naprawdę warto!
Smacznej lektury
Ewa